sobota, 19 lipca 2014

Nie mów mi kto jest mordercą!

Parafrazując - dzisiejsze media to ciota i chuj. Dosyć agresywny wstęp, muszę przyznać, ale jest jak najbardziej uzasadniony. Nie będę tu pisał o manipulacjach Wybiórczej, czy o głupim wybieraniu sobie młodych idoli przez W Sieci (specjalnie wybrałem i lewicowe i prawicowe medium, aby pokazać, że moje poglądy nie mają w tym wypadku żadnego znaczenia), a o sprawie zdecydowanie poważniejszej.

Ja rozumiem, że historia czasami bywa cholernie ciężka, że ludzie giną z powodów czasem ważnych i bohaterskich, a czasami z debilnych. Zabijanie nie jest w porządku (wow), ale nie znaczy to, że musimy być miękkimi parówami i powinniśmy być eufemistyczni przy wskazywaniu kto np. doprowadził do rozpętania drugiej wojny światowej.

Mogliście nie wiedzieć. Prezydent Francji, Francois Hollande, powiedział jakiś czas temu, że Niemcy byli ofiarami nazistów podczas tamtego konfliktu zbrojnego. No przepraszam bardzo, ale równie dobrze mogę stwierdzić, że podczas rewolucji francuskiej to nie Francuzi zabijali, a republikanie. Analogicznie też to nie ludzie, ani nie Amerykanie wylądowali na Księżycu, tylko kosmonauci.  NIEMCY nie byli ofiarami nazistów, tylko NIEMCY byli nazistami.

Odwołałem się do wydarzeń historycznych. Możesz się więc zastanawiać "fajnie, ale co to ma do dzisiejszego świata?" Tak się składa, że w ciągu 3 dni bardzo dużo.

Konflikt na Ukrainie jaki jest, każdy widzi. Ludzie giną, Putin robi idiotów z całego świata, Ukraińcy mają problemy z tym, że nie są jednolitym narodowościowo państwem, Korwin gada śmieci, a od czasu do czasu jakiś samolot zestrzelą... No właśnie, kto? Bo media mówią o "separatystach", "rebeliantach", "antynacjonalistach". Jest to cholernie sprytna zagrywka ze strony mediów. Większość ludzi nie stwierdzi teraz, że to Rosjanie zabijają tam, bo przecież w mediach to jacyś bliżej nieokreśleni "rebelianci".

Sprawa jest poważna, ostatniej nocy zginęło tam niemal 50 ludzi, a jakieś 200 zostało rannych. ROSJANIE, podkreślam, ostrzeliwali autobusy. Brzmi, jak jakieś miejsce w Afryce? Nie, to jest tuż za naszą granicą. A my również możemy być w niebezpieczeństwie.

Nazywajmy rzeczy po imieniu.


źr. wiadomosci.onet.pl

czwartek, 26 czerwca 2014

Najkrótszy wiersz po polsku?

Dzisiaj (a w sumie już wczoraj, bo zaczynam pisać ten post o pierwszej w nocy) naszła mnie pewna refleksja. Wcześniej oglądałem świetny film od Vsauce, w którym mówione było o najkrótszym wierszu w historii. Przyznam, że powinniście sprawdzić ten klip przed kontynuowaniem czytania.

Już po? Dobra, jedziemy dalej.

Bardzo do mnie przemówiła szczątkowa treść niektórych z wymienionych tekstów, czy też ich forma. Mimo tego, że to była sztuka nowoczesna, której zazwyczaj wystrzegam się, to jednak tym razem stwierdziłem, że taki minimalizm, nie bójmy się tego tak określić, daje wielkie pole do popisu dla osób interpretujących tekst. Dlatego też postanowiłem sam stworzyć prawdopodobnie najkrótszy wiersz w języku polskim. Ma on tytuł "To, co się naprawdę liczy":

Z

Dla mnie, jeśli mogę to określić wierszem, oznacza on czerpanie radości i korzyści z obecności drugiej osoby, bądź innych obiektów. Z bycia związku, czy z rozmowy z przyjaciółmi. Wiele pomysłów, czy projektów nie zostałoby zrealizowanych, gdyby nie wspólny wysiłek ludzi. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o jakieś dokonania. Popatrzcie się na naturę człowieka. Ludzie są istotami stadnymi. Często bywa tak, że jesteśmy wręcz uzależnieni od innych. Sami sobie nie wyhodujemy krowy i nie oprawimy jej, abyśmy mogli zrobić steki... Sama krowa też jest w sumie istotą żyjącą. Tak samo, jak zboże, czy inni ludzie.

Tak naprawdę, to człowiek jest niczym bez otaczających go rzeczy, możliwości, a przede wszystkim innych ludzi. Przynajmniej ja to tak widzę. Co Wy o tym sądzicie?

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zakład Ubezpieczeń Żydowskich

Ostatnio oglądałem sobie z ciekawości na Youtube jakiś filmik o 10 najbardziej hardkorowych narkotykach. Było tam m.in. coś, co działa, jak heroina, ale jest kilka tysięcy razy mocniejsza. Samo dotknięcie tej substancji powoduje przedawkowanie. To prawdopodobnie najmocniejszy opiat świata. Po tym, co dzisiaj przeczytałem na profilu p. Wiplera, stwierdzam, że w ZUSie muszą tym gównem słodzić herbatę i jeść kanapki z tym.

Dla tych, którzy nie są zaznajomieni z tematem... Polski ZUS ma wypłacać odszkodowania Żydom, którzy przeżyli holokaust.

No ręce same opadają. Jestem daleki od antysemityzmu, czy tym podobnych rzeczy, ale trzeba to powiedzieć sobie jasno - ich, zarówno i Żydów i odpowiedzialnych za to urzędników, chyba pojebało.

W latach 90. ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer, stwierdził, że Polska ma wypłacić Żydom 60 000 000 000 (czyli 60 miliardów)$ odszkodowań za holokaust, bo w innym wypadku "Polska będzie upokarzana na arenie międzynarodowej". Pan Singer jest pieprzonym szantażystą (i do tego oszustem finansowym, co wyszło na jaw kilka lat temu), ale i tak wychodzi powoli na jego.

Z jakiej racji my mamy pokrywać szkody wyrządzone przez Niemców (powiedzmy sobie to jasno w epoce zjebanej poprawności politycznej; "Niemcy" w tamtym czasie nie znaczyło grupki biednych i pokrzywdzonych osób, a nazistów; prezydent Francji jednak ostatnio miał obiekcje co do mojego toku rozumowania...), jeśli według Konwencji Genewskiej to okupant ma obowiązek zadośćuczynienia za swoje zbrodnie bez względu na to gdzie one zostały dokonane? Czemu Żydzi nie obwinią Niemców? Jak pazerną i niemoralną kurwą trzeba być, aby chcieć zarobić pieniądze na tragedii swojego narodu?

No i wisienka na torcie - ZUS szasta pieniędzmi dla ludzi, którzy z tym krajem nie mają niemal niczego wspólnego, a nie jest w stanie zapewnić pomocy Polkom w ciąży. Z tego miejsca serdeczne "pierdol się" dla tego, który miał głos decyzyjny w tej sprawie.

Wstyd mi za kraj, który przedkłada inne narody nad swój własny. I jeszcze daje się po drodze zerżnąć Niemcom kolejny raz w tej samej sprawie.


źr. www.knowyourmeme.com

niedziela, 8 czerwca 2014

20000 widzów później

Ostatnio na moim kanale na Youtube pękła liczba 20 tysięcy widzów. Nie wiem, czy się z tej okazji cieszyć, czy smucić. Z jednej strony - to całkiem dużo, a z drugiej - oczekiwałem czegoś zdecydowanie większego... Ale to nie będzie post o tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. To byłoby zbyt trywialne. Myślę, że może Was zaciekawić coś nieco innego. Bawię się w jutuby od ponad 2 lat, więc, jakby nie było, to jest już całkiem spory kawałek czasu i mogę już odpowiedzieć na pytanie, które kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć od znajomych - stary, co się zmieniło w Twoim życiu? Nie będę mówił o zdobywaniu doświadczenia, czy budowaniu sieci kontaktów, tylko o tym jak to wpływa na moje życie osobiste i jak się z tym czuję.

Szczerze przyznam, że to pytanie było dla mnie, zwłaszcza przez pierwszych kilka miesięcy, gdy udało mi się np. dostać na główną Kwejka, krępujące. Zawsze uważałem się za raczej zwykłego kolesia. Nie mam raczej jakichś wielkich talentów, ale nie jestem też w niczym bardzo zły. Ot co - żaden geniusz, ale jest dobrze. Chodziłem do normalnej szkoły, mam normalnych znajomych, normalnie mieszkam, uczę się i pracuję. Dlatego też nie podobało mi się początkowo to pytanie. Dalej w sumie sprawia mi dyskomfort, ale jestem na tyle z nim obyty, że znoszę to normalnie.

Podstawową różnicą między tym jak było kiedyś, a jak jest teraz, jest... Liczba dostawanych maili. Moją obecną skrzynkę założyłem jakieś 2 lata temu i w tym czasie (naturalnie, sporo wątków archiwizowałem) dostałem grubo ponad 2 GB maili. Większość ludzi nie przekracza w ciągu roku liczby 100 MB, więc gdy idę sobie ulicą i słucham muzyki, to czasami zdarza mi się, że jest ona zakłócana przez szalejące powiadomienia. Śmieszny był dzień, gdy dostałem około tysiąca maili... Mniej śmieszne było to, że zjadło mi to niemal cały hajs z telefonu. A, zapomniałbym. Musiałem wyłączyć powiadomienia z aplikacji Ask.fm, bo nie dało się momentami funkcjonować.

Czasami, gdy ludzie do mnie piszą, to zaczynają wiadomości od "pewnie dostajesz ich mnóstwo", etc. Otóż nie. Od 8 maja (dzisiaj analogicznie 8 czerwca) pisało na moim fanpage'u do mnie 11 osób, co daje niezbyt powalającą liczbę jednej wiadomości na nieco mniej, niż 3 dni. Trzeba przyznać - dupy nie urywa. 

W ten magiczny sposób przechodzę do sprawy fanpage'a. Pamiętam, jak w liceum zakładaliśmy sobie takie w gronie znajomych i publikowaliśmy na nich jakieś obraźliwe, ale dla nas zabawne gówno. To było dla mnie początkowo dziwne, że założyłem poważną stronę poświęconą samemu sobie, a jeszcze dziwniejsze było to, że ludzie zaczęli na nią przychodzić, rozmawiać, a czasami nawet wspólnie cieszyć się, czy smucić. To cholernie miłe wiedzieć, że jest ktoś, komu nie jest się całkowicie obojętnym i nawet mimo tego, że się tej osoby nie zna, to można usłyszeć od niej czasami słowa wsparcia.

Ciekawa sprawa jest z zaczepianiem na ulicy. Do tej pory zdarzyło mi się ze 2 razy i to były prawdopodobnie jedne z bardziej niezręcznych sytuacji w moim życiu. Wyobraźcie sobie, że idziecie dziarsko po rynku we Wrocławiu i nagle zaczepia was jakiś koleś i zaczyna mówić, że się jara tym, co robicie... A wy stoicie ze swoją stygnącą tortillą w ręce i nie za bardzo wiecie co powiedzieć. Nie mówię, że to nie jest fajne, bo jest. Po prostu człowiek jest trochę zaskoczony i wybity z rytmu.

Moja nienawiść do chińskich bajek była swego czasu mocno dyskutowana w niektórych hermetycznych kręgach. Zaskakujące dla niektórych jest jednak to, że często się zjawiam na jakichś konwentach fanów M&A. Prawdopodobnie byłem na większej ilości, niż wasz przeciętny znajomy mangozjeb. Czemu więc tam się zjawiam? Proste - aby promować mój kanał, budować więzi z obecnymi, jak i potencjalnymi odbiorcami, oraz by dostarczyć ludziom rozrywki (co w sumie stanowi core mojej działalności w internetach). Na każdym z tych zjazdów cierpię niemiłosiernie, ponieważ mam alergię na oczy zajmujące więcej, niż 70% twarzy i jakieś konichiwa arigato kawaii. Ludzie różnie reagują na moją obecność - jedni chcą pogadać, inni rzucają w moją stronę jakieś obraźliwe rzeczy (i jakieś 5 sekund później zostają przeze mnie zjedzeni), kolejni chcą robić zdjęcia, iść na piwo... Ilu ludzi, tyle reakcji. Jedna sytuacja była całkiem zabawna - dzień wcześniej wypiłem o kilka piw za dużo i dotarłem na wydarzenie w raczej kiepskiej kondycji. Nie miałem już tabletek przeciwbólowych, w związku z czym moja kondycja była raczej tragiczna. Postanowiłem się jak najmniej ruszać i poszedłem pograć w Tekkena, czy coś w tym stylu. Jakiś typ usiadł obok mnie, a ja dalej ostro gram w trybie dla jednego gracza. Chciał nawiązać jakąś rozmowę, ale ja go spławiałem cały czas. Zaczął coś mówić w stylu "każdy youtuber ma swoją ciemną stronę", więc wiecie - pieprzenie o Szopenie. Odwróciłem się w jego stronę i wydusiłem z siebie krótkie "mam kaca". Jego reakcja była bezcenna. Nie przypominam sobie, abym kiedyś widział grymas bardziej skonsternowany, niż jego.

Jak moja cała działalność wpływa na mój związek? Raczej staramy się od tego odcinać. Moja kochana Marta często jednak robiła mi jazdy o fansigny otrzymane od dziewczyn. Wiecie, te kartki z napisaną ksywą. Musiałem jej sporo tłumaczyć, że nie ma potrzeby, żeby była zazdrosna, itd. Swoją drogą, to założyłem ten kanał jakiś czas przed naszym związkiem... Może nabiłem sobie tym dodatkowe punkty u niej? A tak na poważnie - ona traktuje to jako moje hobby i to wszystko, nic więcej.

Sporym zaskoczeniem było dla mnie wsparcie, jakie dostałem od rodziców. Nawet kupili mi na święta dobry mikrofon, abym mógł dostarczać materiałów lepszej jakości. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto Cię dopinguje niezależnie od tego jak jest.

Podsumowując - moje życie nie zmieniło się jakoś znacznie. Wiadomo, że są czasami mniejsze, czy większe różnice w tym, czy innym aspekcie. Ogółem jednak uważam, że póki co jest to bardzo pozytywne doświadczenie, które dodaje trochę koloru w normalnym życiu normalnego kilkudziestolatka.

No i jeszcze jedna rzecz. Przeróbki zdjęć. Nie wie czemu ludzie je robią, ale bywają grube i nie raz zaśmiałem się na głos.


czwartek, 22 maja 2014

Skandal w Ruchu Narodowym

Dziwna sprawa. Przez pewien czas cholernie mocno lubiłem Ruch Narodowy. Byłem nawet zdecydowany, aby zagłosować na nich w nadchodzących wyborach. Kij w to, że mieli kiepskie spoty wyborcze, że ich program nie pasował mi tak bardzo, jakbym chciał. Już nawet chuj w tę tęczę w Warszawie. Ostatnio dostałem od pewnego informatora coś, co sprawiło, że niemal na 100% zagłosuję na KNP, a nie na RN właśnie. Pragnę zaznaczyć, że nie jestem lewakiem, więc jeśli w komentarzach będziesz chciał mi nawrzucać od czerwonych szmat, to sobie już teraz oszczędź, czytelniku.

RN trzyma sztamę z ONR. To ogólnie znany fakt. Samo to ugrupowanie nie ma zbyt dobrej passy w mediach z wiadomych powodów - neonazizm. Nie mówię w tym miejscu, że wszyscy tam są naziolami, wypisują 88 na murach i zawsze zamawiają 5 piw, nawet jeśli nie są w knajpie. Sam znam kilka osób należących tam i to cholernie mili kolesie, którym los państwa nie jest obojętny, co się chwali. Sam nawet widziałem w Gdańsku grupę porządnych chłopaków, którzy w ostatnią rocznicę powstania warszawskiego stali z polskimi flagami koło pomnika w okolicy Długiego Targu tuż obok starych i zasłużonych weteranów wojennych. Props. Więcej - wysunę nawet tezę, że mimo tego, co się powszechnie mówi, neonaziści, czy raczej, jak wolą sami siebie subtelnie określać, narodowi socjaliści (czy to nie robi z nich lewaków?) stanowią mały ułamek członków tej organizacji. Wygląda na to jednak, że najgłośniej krzyczą i dlatego też są zauważani przez media i przeciętnego Kowalskiego.

Daleko jestem od nazywania narodowców nazistami - wszak sam jestem narodowcem. Smutnym faktem jednak jest, że niektórym ludziom się pojebało w głowach i, mając widocznie wrażenie, że robią coś dobrego dla kraju, odwołują się do sukinsyna, który chciał nas zetrzeć z powierzchni Ziemi. Co jednak do tego ma Ruch Narodowy? Nie wiem jaki jest stosunek wewnątrz partii do tego tematu, ale widocznie pewna kandydatka do Europarlamentu nie ma nic przeciwko kręceniu się z ludźmi, którzy są naziolami.


źr. imgur


Kobieta zidentyfikowana przez informatora jako kandydatka tej partii do Europarlamentu jest powodem dla którego nie zagłosuję na RN. Po prostu jest mi wstyd, że ludzie chcący reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej kręcą się z ludźmi łamiącymi konstytucyjne zasady i nie robi z tym nic. Nie mam stuprocentowej pewności, że jest to osoba faktycznie działająca w Ruchu Narodowym, ale wolę dmuchać na zimne. I wiem, że osoba, która mi to podesłała sama jest prawicowa i nie ma w zwyczaju kłamać.


źr. imgur


Nie zrozumcie mnie źle - nie chcę dopieprzać RN, bo podoba mi się ich program, itd. Po prostu stwierdzam, że w tej partii mogą być nieodpowiedni ludzie na nieodpowiednich stanowiskach. To cholernie przykre, że zmieniam partię na którą chcę głosować na kilka dni przed wyborami. Dobrze, że zostaję z prawej strony.

Żeby, parafrazując, dorzucić łyżkę miodu do beczki dziegciu, przypominam, że Bideroń biegał z przestępcami z Antify, a Palikot otwarcie propagował komunizm, chociaż kilka lat temu wydawał czasopismo katolickie. Niestety - mainstreamowe media to przemilczą, a ja mam wrażenie, że jeśli ktoś trafi na ten artykuł, to może nie być wesoło dla RN.

Tutaj macie link do wszystkich zdjęć z tego melanżu: GALERIA

Przy okazji, znowu potwierdza się reguła, że najlepsza impreza to taka, na której nie robi się zdjęć.

środa, 21 maja 2014

Kibicujesz "za" czy "przeciw"?

Kilka dni temu Atletico Madryt wygrało La Ligę. To, bodajże, pierwszy od 12 lat raz, gdy tytuł mistrza Hiszpanii przypada komuś innemu, niż parze hegemonów Barcelona - Real (kolejność alfabetyczna). Nie będę jednak dokonywać analiz mających na celu wgłębienie się w tajniki motywacji Cholo Simeone. Chodzi mi o coś zdecydowanie bardziej przyziemnego, a mianowicie o kwestię kibicowania.

Sam kibicuję kilku drużynom: Everton, PSV, BVB (nie, nie jestem sezonem), czy Górnikowi Wałbrzych. Powody żywienia tej sympatii są różne: miejsce zamieszkania, sukcesy piłkarskie, styl gry, czy też wartości klubu. Nie jest żadną tajemnicą, że te kluby mają swoich odwiecznych rywali na boiskach, dla przykładu PSV ma wielką kosę z Ajaxem Amsterdam. Nigdy się jednak nie zniżę do tego, co ostatnio udało mi się zaobserwować.

Jak bumerang wraca kwestia zwycięstwa Rojiblancos. Wiadomo - pośród moich znajomych. cules byli smutni, wszyscy 2 kibice Atletico się cieszyli... A co w tej chwili robili kibice Realu (jeśli nie wiesz, to odpadł on z walki o tytuł na ostatniej prostej)? Pozwólcie, że przytoczę cytaty:

Brawo Atletico! Dobrze, że nie Barca.
Rojiblancos son los campeones! Gratulacje! Jebać UEFAlonę!
Hurra! Blaugrana bez tytułu! 1-0 dla Los Galacticos w tytułach!!

No przepraszam was, kurwa, bardzo, ale to jest niedorzeczne. Kibice jednego z pretendentów do tytułu mają w dupie fakt, że ich drużyna nie dość, że nie została najlepszą ekipą w kraju, to jeszcze ustępuje pola w swoim mieście. Liczy się to, że drugi z potentatów nie zdobył żadnego tytułu... Przy okazji ignorują fakt, że Barca jest przed nimi w końcowej tabeli.

To jest to, co moi znajomi nazywają kibicowaniem? Według mnie to z prawdziwym oddaniem dla barw nie ma niczego wspólnego. Nie miałem nic przeciwko temu, aby Liverpool nie zdobył teraz tytułu - bardziej mnie cieszył fakt, że Everton zakwalifikował się do LE. Uśmiech na mojej twarzy wywołała informacja, że Ajax został zniszczony 5-1 przez Zwolle - cieszyło mnie jednak bardziej to, że PSV wróciło do niezłej dyspozycji po złym początku sezonu. Takie przykłady mógłbym wymieniać cały czas.

Pamiętajcie - jeśli chcecie komuś kibicować, to skupiajcie się na swojej drużynie, a nie na dopieprzaniu wrogom. Będziecie się lepiej czuli, gdy zauważycie chociaż nikłe sukcesy waszych, a nie będziecie pluli jadem na prawo i lewo. I atmosfera będzie lepsza i kibicowanie w waszym wykonaniu będzie miało jakiś sens...

Hahaha, żeby się cieszyć z tego, że Barca przegrała, a nie smucić się z tego, że nawet nie jest się na tę chwilę najlepszą drużyną w mieście...


źr. grafiki: www.losblancos.pl

czwartek, 20 marca 2014

Ssij kawałek drewna + bądź głupia = zgarniaj hajs i sławę

Ostatnimi czasy polski showbiz jest jakiś dziwny. Najpierw organizuje się 345098 edycję tańca z gwiazdami, później nic się nie dzieje przez dłuższy czas, aby na końcu nikt nie ogarnął, że dziewięciolatek wpierdala wszystkich inteligencją i przygotowaniem w telewizji śniadaniowej. Pewnie ten sezon ogórkowy wynika pokrótce z nijakiej pogody i z zaangażowania mediów w sprawę Krymu. Wczoraj jednak zauważyłem coś bardzo niepokojącego...

Nigdy nie lubiłem Wojewódzkiego. Zawsze uważałem go za kretyna, a oglądając jego występy odczuwałem coś w stylu zażenowania. Kiepskie żarty, lewicowa retoryka, a także "brunatny terror z colą w ręku", jak lubię nazywać ten incydent, sprawiają, że nie lubię tego człowieka i nie mam żadnego powodu, aby go szanować. Wracając jednak do rzeczy - wyżej wspomniany prowadzi coś na kształt talk show w (jakżeby inaczej) w TVN. Wiecie, zaprasza znanych ludzi, a potem ich obraża według scenariusza i za to mu płacą. Nic wielkiego, no. Nie lubię i nie oglądam. Ostatnio jednak właśnie jeden z gości był problemem. Bynajmniej, nie mówię tu o kabarecie Paranienormalni.

Śledzę na FB sporo fanpage'y na których kręci się ogólnie rozumianą bekę ze środowisk hip hopowych. Większość kontentu przez nie wrzucane to jakieś fikuśne obrazki, więc zdziwiłem się, gdy zobaczyłem link, a w jego miniaturce kobietę mającą na oko jakieś 35 lat. Otóż, tak osoba ma o 17 lat mniej, niż wygląda. A jej proces myślowy widocznie przestał się rozwijać w 5 roku życia. Luxuria Astaroth.

Jeśli ktoś nie wie, to jest to typiara, która opierdala maselnicę w teledysku Donatana do najgorszej piosenki tej dekady #mysłowianie. Raz była już w jakiejś telewizji śniadaniowej i zgrzeszyła wszystkim poza inteligencją. Jaki jest więc sens inwestować w kogoś, kto zasłynął teoretycznymi podstawami w robieniu loda i jednocześnie udowodnił, że głupi ludzie zjawiają się znikąd? Czemu osoba, która absolutnie NICZEGO sobą nie przedstawia, wychodzi na najgłupszego gościa w debilnym programie i parafrazuje tego raperzynę Słonia w swoich wypowiedziach jest lansowana? Nie wiem i szczerze mnie to boli.

Przeanalizujmy sobie samą Kamilę Smogulecką (jak ma się chujowe imię i nazwisko, to faktycznie lepiej się ukryć za ksywą brzmiącą, jak kapela blackmetalowa)... Nie, no, kogo ja oszukuję. Przecież tego się nie da analizować. Ten oto paszczur insynuuje, że nalanie jakiemuś biednemu chłopcu krwi z okresu sprawi, że on się zakocha... Ja pierdolę. Potem jest jeszcze gorzej. To znaczy, zapewne będzie, bo rodzicom tej nastolatki chyba nie za bardzo zależy na jej prawidłowym rozwoju i edukacji. To coś jest nastawione tylko na zarobki z tytułu swojej głupoty.

Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, czy wymiotować.

Proszę Was tylko o jedno - jeśli nagle wszyscy przestaniemy o niej mówić, to ona nie będzie sławna i dzięki temu dołożymy piękną cegiełkę do tego, aby nie robić celebrytów z idiotów.