czwartek, 26 czerwca 2014

Najkrótszy wiersz po polsku?

Dzisiaj (a w sumie już wczoraj, bo zaczynam pisać ten post o pierwszej w nocy) naszła mnie pewna refleksja. Wcześniej oglądałem świetny film od Vsauce, w którym mówione było o najkrótszym wierszu w historii. Przyznam, że powinniście sprawdzić ten klip przed kontynuowaniem czytania.

Już po? Dobra, jedziemy dalej.

Bardzo do mnie przemówiła szczątkowa treść niektórych z wymienionych tekstów, czy też ich forma. Mimo tego, że to była sztuka nowoczesna, której zazwyczaj wystrzegam się, to jednak tym razem stwierdziłem, że taki minimalizm, nie bójmy się tego tak określić, daje wielkie pole do popisu dla osób interpretujących tekst. Dlatego też postanowiłem sam stworzyć prawdopodobnie najkrótszy wiersz w języku polskim. Ma on tytuł "To, co się naprawdę liczy":

Z

Dla mnie, jeśli mogę to określić wierszem, oznacza on czerpanie radości i korzyści z obecności drugiej osoby, bądź innych obiektów. Z bycia związku, czy z rozmowy z przyjaciółmi. Wiele pomysłów, czy projektów nie zostałoby zrealizowanych, gdyby nie wspólny wysiłek ludzi. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o jakieś dokonania. Popatrzcie się na naturę człowieka. Ludzie są istotami stadnymi. Często bywa tak, że jesteśmy wręcz uzależnieni od innych. Sami sobie nie wyhodujemy krowy i nie oprawimy jej, abyśmy mogli zrobić steki... Sama krowa też jest w sumie istotą żyjącą. Tak samo, jak zboże, czy inni ludzie.

Tak naprawdę, to człowiek jest niczym bez otaczających go rzeczy, możliwości, a przede wszystkim innych ludzi. Przynajmniej ja to tak widzę. Co Wy o tym sądzicie?

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zakład Ubezpieczeń Żydowskich

Ostatnio oglądałem sobie z ciekawości na Youtube jakiś filmik o 10 najbardziej hardkorowych narkotykach. Było tam m.in. coś, co działa, jak heroina, ale jest kilka tysięcy razy mocniejsza. Samo dotknięcie tej substancji powoduje przedawkowanie. To prawdopodobnie najmocniejszy opiat świata. Po tym, co dzisiaj przeczytałem na profilu p. Wiplera, stwierdzam, że w ZUSie muszą tym gównem słodzić herbatę i jeść kanapki z tym.

Dla tych, którzy nie są zaznajomieni z tematem... Polski ZUS ma wypłacać odszkodowania Żydom, którzy przeżyli holokaust.

No ręce same opadają. Jestem daleki od antysemityzmu, czy tym podobnych rzeczy, ale trzeba to powiedzieć sobie jasno - ich, zarówno i Żydów i odpowiedzialnych za to urzędników, chyba pojebało.

W latach 90. ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer, stwierdził, że Polska ma wypłacić Żydom 60 000 000 000 (czyli 60 miliardów)$ odszkodowań za holokaust, bo w innym wypadku "Polska będzie upokarzana na arenie międzynarodowej". Pan Singer jest pieprzonym szantażystą (i do tego oszustem finansowym, co wyszło na jaw kilka lat temu), ale i tak wychodzi powoli na jego.

Z jakiej racji my mamy pokrywać szkody wyrządzone przez Niemców (powiedzmy sobie to jasno w epoce zjebanej poprawności politycznej; "Niemcy" w tamtym czasie nie znaczyło grupki biednych i pokrzywdzonych osób, a nazistów; prezydent Francji jednak ostatnio miał obiekcje co do mojego toku rozumowania...), jeśli według Konwencji Genewskiej to okupant ma obowiązek zadośćuczynienia za swoje zbrodnie bez względu na to gdzie one zostały dokonane? Czemu Żydzi nie obwinią Niemców? Jak pazerną i niemoralną kurwą trzeba być, aby chcieć zarobić pieniądze na tragedii swojego narodu?

No i wisienka na torcie - ZUS szasta pieniędzmi dla ludzi, którzy z tym krajem nie mają niemal niczego wspólnego, a nie jest w stanie zapewnić pomocy Polkom w ciąży. Z tego miejsca serdeczne "pierdol się" dla tego, który miał głos decyzyjny w tej sprawie.

Wstyd mi za kraj, który przedkłada inne narody nad swój własny. I jeszcze daje się po drodze zerżnąć Niemcom kolejny raz w tej samej sprawie.


źr. www.knowyourmeme.com

niedziela, 8 czerwca 2014

20000 widzów później

Ostatnio na moim kanale na Youtube pękła liczba 20 tysięcy widzów. Nie wiem, czy się z tej okazji cieszyć, czy smucić. Z jednej strony - to całkiem dużo, a z drugiej - oczekiwałem czegoś zdecydowanie większego... Ale to nie będzie post o tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. To byłoby zbyt trywialne. Myślę, że może Was zaciekawić coś nieco innego. Bawię się w jutuby od ponad 2 lat, więc, jakby nie było, to jest już całkiem spory kawałek czasu i mogę już odpowiedzieć na pytanie, które kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć od znajomych - stary, co się zmieniło w Twoim życiu? Nie będę mówił o zdobywaniu doświadczenia, czy budowaniu sieci kontaktów, tylko o tym jak to wpływa na moje życie osobiste i jak się z tym czuję.

Szczerze przyznam, że to pytanie było dla mnie, zwłaszcza przez pierwszych kilka miesięcy, gdy udało mi się np. dostać na główną Kwejka, krępujące. Zawsze uważałem się za raczej zwykłego kolesia. Nie mam raczej jakichś wielkich talentów, ale nie jestem też w niczym bardzo zły. Ot co - żaden geniusz, ale jest dobrze. Chodziłem do normalnej szkoły, mam normalnych znajomych, normalnie mieszkam, uczę się i pracuję. Dlatego też nie podobało mi się początkowo to pytanie. Dalej w sumie sprawia mi dyskomfort, ale jestem na tyle z nim obyty, że znoszę to normalnie.

Podstawową różnicą między tym jak było kiedyś, a jak jest teraz, jest... Liczba dostawanych maili. Moją obecną skrzynkę założyłem jakieś 2 lata temu i w tym czasie (naturalnie, sporo wątków archiwizowałem) dostałem grubo ponad 2 GB maili. Większość ludzi nie przekracza w ciągu roku liczby 100 MB, więc gdy idę sobie ulicą i słucham muzyki, to czasami zdarza mi się, że jest ona zakłócana przez szalejące powiadomienia. Śmieszny był dzień, gdy dostałem około tysiąca maili... Mniej śmieszne było to, że zjadło mi to niemal cały hajs z telefonu. A, zapomniałbym. Musiałem wyłączyć powiadomienia z aplikacji Ask.fm, bo nie dało się momentami funkcjonować.

Czasami, gdy ludzie do mnie piszą, to zaczynają wiadomości od "pewnie dostajesz ich mnóstwo", etc. Otóż nie. Od 8 maja (dzisiaj analogicznie 8 czerwca) pisało na moim fanpage'u do mnie 11 osób, co daje niezbyt powalającą liczbę jednej wiadomości na nieco mniej, niż 3 dni. Trzeba przyznać - dupy nie urywa. 

W ten magiczny sposób przechodzę do sprawy fanpage'a. Pamiętam, jak w liceum zakładaliśmy sobie takie w gronie znajomych i publikowaliśmy na nich jakieś obraźliwe, ale dla nas zabawne gówno. To było dla mnie początkowo dziwne, że założyłem poważną stronę poświęconą samemu sobie, a jeszcze dziwniejsze było to, że ludzie zaczęli na nią przychodzić, rozmawiać, a czasami nawet wspólnie cieszyć się, czy smucić. To cholernie miłe wiedzieć, że jest ktoś, komu nie jest się całkowicie obojętnym i nawet mimo tego, że się tej osoby nie zna, to można usłyszeć od niej czasami słowa wsparcia.

Ciekawa sprawa jest z zaczepianiem na ulicy. Do tej pory zdarzyło mi się ze 2 razy i to były prawdopodobnie jedne z bardziej niezręcznych sytuacji w moim życiu. Wyobraźcie sobie, że idziecie dziarsko po rynku we Wrocławiu i nagle zaczepia was jakiś koleś i zaczyna mówić, że się jara tym, co robicie... A wy stoicie ze swoją stygnącą tortillą w ręce i nie za bardzo wiecie co powiedzieć. Nie mówię, że to nie jest fajne, bo jest. Po prostu człowiek jest trochę zaskoczony i wybity z rytmu.

Moja nienawiść do chińskich bajek była swego czasu mocno dyskutowana w niektórych hermetycznych kręgach. Zaskakujące dla niektórych jest jednak to, że często się zjawiam na jakichś konwentach fanów M&A. Prawdopodobnie byłem na większej ilości, niż wasz przeciętny znajomy mangozjeb. Czemu więc tam się zjawiam? Proste - aby promować mój kanał, budować więzi z obecnymi, jak i potencjalnymi odbiorcami, oraz by dostarczyć ludziom rozrywki (co w sumie stanowi core mojej działalności w internetach). Na każdym z tych zjazdów cierpię niemiłosiernie, ponieważ mam alergię na oczy zajmujące więcej, niż 70% twarzy i jakieś konichiwa arigato kawaii. Ludzie różnie reagują na moją obecność - jedni chcą pogadać, inni rzucają w moją stronę jakieś obraźliwe rzeczy (i jakieś 5 sekund później zostają przeze mnie zjedzeni), kolejni chcą robić zdjęcia, iść na piwo... Ilu ludzi, tyle reakcji. Jedna sytuacja była całkiem zabawna - dzień wcześniej wypiłem o kilka piw za dużo i dotarłem na wydarzenie w raczej kiepskiej kondycji. Nie miałem już tabletek przeciwbólowych, w związku z czym moja kondycja była raczej tragiczna. Postanowiłem się jak najmniej ruszać i poszedłem pograć w Tekkena, czy coś w tym stylu. Jakiś typ usiadł obok mnie, a ja dalej ostro gram w trybie dla jednego gracza. Chciał nawiązać jakąś rozmowę, ale ja go spławiałem cały czas. Zaczął coś mówić w stylu "każdy youtuber ma swoją ciemną stronę", więc wiecie - pieprzenie o Szopenie. Odwróciłem się w jego stronę i wydusiłem z siebie krótkie "mam kaca". Jego reakcja była bezcenna. Nie przypominam sobie, abym kiedyś widział grymas bardziej skonsternowany, niż jego.

Jak moja cała działalność wpływa na mój związek? Raczej staramy się od tego odcinać. Moja kochana Marta często jednak robiła mi jazdy o fansigny otrzymane od dziewczyn. Wiecie, te kartki z napisaną ksywą. Musiałem jej sporo tłumaczyć, że nie ma potrzeby, żeby była zazdrosna, itd. Swoją drogą, to założyłem ten kanał jakiś czas przed naszym związkiem... Może nabiłem sobie tym dodatkowe punkty u niej? A tak na poważnie - ona traktuje to jako moje hobby i to wszystko, nic więcej.

Sporym zaskoczeniem było dla mnie wsparcie, jakie dostałem od rodziców. Nawet kupili mi na święta dobry mikrofon, abym mógł dostarczać materiałów lepszej jakości. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto Cię dopinguje niezależnie od tego jak jest.

Podsumowując - moje życie nie zmieniło się jakoś znacznie. Wiadomo, że są czasami mniejsze, czy większe różnice w tym, czy innym aspekcie. Ogółem jednak uważam, że póki co jest to bardzo pozytywne doświadczenie, które dodaje trochę koloru w normalnym życiu normalnego kilkudziestolatka.

No i jeszcze jedna rzecz. Przeróbki zdjęć. Nie wie czemu ludzie je robią, ale bywają grube i nie raz zaśmiałem się na głos.